Leszek Kruszewski – wiersze

Zapraszam do zapoznania się z twórczością pisarską Pana Leszka Kruszewskiego, mieszkańca Tykocina, który w swoich wierszach porusza ważne ( i mniej ważne ) problemy naszego miasta. Wiersze te czasem rozbawiają, czasem zmuszają do zastanowienia się głębiej nad ich treścią.

Miłej lektury!

Ratunek w dziesięcinie

Jak my wszyscy Polacy wiemy

W naszej historii Polski narobiono wielkiego rabanu

Że dziesięcinę czyli 10% ciężkiej pracy naszych przodków

Trzeba było oddać Panu.

A dzisiaj jak wyliczył

Z Centrum Adama Smitha jeden docent,

Pracując lub dając pracę innym,

Musisz oddać aż 50% i więcej procent.

Co się w tej Polsce teraz porobilo?

Tak się nad podziw całego świata szybko rozwijamy?

Nie! PANÓW PRZYBYŁO!

Kiedyś mieliśmy rody Panów: Radziwiłłów i Branickich,

Rzewuskich, Czartoryskich, Potockich i Zamojskich.

A teraz, oprócz dużej rodziny Belwederowskich,

Mamy potężny klan Panów Urzędowskich.

W tym wielkie rody Premierowskich i Ministrowskich,

Wojewódzkich i Marszałkowskich, Powiatowskich, Miastowskich,

Dzielnicowskich i Gminowskich oraz Oddziałowskich,

Możne rody Posłowskich i Senatorskich.

Ponadto sporo jest Panów Delegaturowskich i Kontrolowskich.

Nadzorowskich i Agencyjnowskich, a także Funduszowskich.

Jest jeszcze bardzo ważna, ogromna rodzina Skarbowskich,

I doganiająca ją w wielkości i znaczeniu familia Zusowskich.

Ogromne budowle na biura jak pałace, na wyścigi stawiają,

A Zakłady pracy i fabryki upadają, bo na pensję nie mają.

Lekarzom zaledwie 5gr wysupłają,

Ale za to sami co widać i słychać,

Na przykład w klozecie Pewnego Ministerstwa,

Bardzo dobrze się mają.

Młodzi wykształceni Polacy, nie chcąc skończyć żałośnie,

Gdy oddawanie Panom, do 100% urośnie,

Uciekają w świat, gdzie małże i pieprz rośnie.

Nasi praojcowie, gdy 9 snopów zboża,

Sobie i jednego Panu zbierali,

Niepotrzebnie smutno śpiewali,

„Zachodźże słoneczko, skoro masz zachodzić,

Bo nas nogi bola po tym polu chodzić”

Dzisiaj, gdybyśmy tylko 10% swojej pracy oddawali

To byśmy inaczej śpiewali:

„Zechciej słoneczko jeszcze nie zachodzić,

bo nam po tym polu leciutko jest chodzić”.

Chciałoby się, żeby historia kołem zatoczyła,

I dziesięcina z powrotem wróciła!

Nasi rodacy, którzy domy rodzinne za pracą porzucili,

Pewnie by z radością z powrotem do kraju wrócili.

Zajęli by się produkcją, a także usługami.

I zapełnili półki naszymi, a nie chińskimi towarami.

Bezrobocie szybko poszło by precz,

Co Wy na to? Pomarzyć dobra rzecz.

Wspomnienie o Bolesławie Onyśku.

Przy placu Stefana Czarnieckiego,
Tam gdzie teraz jest siedziba Urzędu Stanu Cywilnego,
Mieszkał kiedyś w swoim domku Pan Bolesław Onyśko,
Łokietkiem zwany.
Jako nietypowy stolarz, ale bardzo znany.
Zamiast jak normalny rzemieślnik posługiwać się metrem,
On przemierzał wszystko Łokietkiem.
Jak na przykład odmierzał futrynę zimą to był w fufajce.
Jaki mierzył drzwi do tej futryny wiosną w swetrze,
To łokcie były węższe o dwa palce.
I tak w pocie czoła dopasowywał jedno do drugiego,
Ale wtedy mu dopiero wychodziło, gdy nie miał na łokciach niczego.
Goła ręka miała tę samą miarę.
I wtedy futryna i drzwi stanowiły parę.
Jak robił coś większego to rozstawiał w przestrzeni ręce,
Które niósł do warsztatu w domu w cierpieniu i męce.
Bacząc czy co złego go nie spotka?
I zwykle wtedy potykał się o kotka!
Bo Jego żona Onyśkowa, która dzieci nie miała,
Stado różnych kotków chowała.
Diabli wtedy brały miarę.
I tak czasami musiał chodzić razy parę.
W tym miejscu trzeba zdradzić sekret,
O czym Wy nie wiecie,
Że Onyśko–Łokietek był analfabetą,
A takim trudno żyć na świecie.
Ale żył i ciężko pracował życie całe
A to co wykonał było solidne i trwałe.
Tylko dzisiaj, nie wiem na co się zdał Jego przykład,
I życiowa udręka,
Bo teraźniejsi fachowcy tak postawili budynek,
Że Urząd Stanu Cywilnego ciągle pęka.

O ulicy Browarnej

Jak kilku badaczy na kartach swoich historii zapisało,
W 18 wieku w Tykocinie ponad 5300 ludzi mieszkało.
Oprócz licznych warsztatów, gospód, młynów i barów,
Było bardzo dużo browarów.
Większość przy ulicy Browarnej swoje warzelnie miała,
Stąd taka nazwa powstała.
Bowiem ta ulica nad samą rzeką biegnie,
I aby robić piwo markowe przednie,
Świetną wodę z niej czerpano,
Którą chmiel i słód w kadziach zalewano.
Dzisiaj pewnie dla tradycji z przed półtora wieka,
Wypija się mnóstwo browarku,
Właśnie nad rzeką, za zlewnią mleka.
Na tej ulicy Zakład Komunalny się znajduje
Jest znaną firmą z tego, że ulice i chodniki buduje.
Tylko posłuchajcie uważnie młodzi,
Jak się sprawdza stare przysłowie,
Że szewc bez butów chodzi.
Obecnie na tej ulicy nie ma browarów.
Nie ma też bruku, ani trotuarów.
Dlatego myślę, że może lepiej Zagumienna by tu pasowała,
Bo ta dzięki nowej nawierzchni do ładniejszej nazwy awansowała.

Polko i Polaku

Jak ostatnio podali uczeni i statystycy,

Dziwna rzecz się w naszym kraju dzieje.

Bocianów ciągle przybywa, a ludzi maleje.

A przecież każde dziecko wie,

I nikt ich lepiej nie oświeci,

Że to bociany przynoszą dzieci!

Przeciętny matematyk wyliczy,

Iż jak jednego bociana dodać do drugiego,

I to co oni powinni przynieść do tego,

To musi być suma większa!

Niestety, u nas ciągle się zmniejsza.

Trzeba wreszcie ten mit obalić,

I przesta ć się na pusto chwalić.

Kobiety i mężczyźni! Nabierzcie Ochoty!

I weźcie się szybko do roboty.

Tylko do tego jest potrzebna miłość!

Bo jak mawiała pewna wesoła wróżka.

Miłość jest to choroba, która dwoje zupełnie zdrowych ludzi,

Kładzie do łóżka.

Taka „choroba” , by się teraz Polsce przydała.

Ba! Nawet epidemia niechby się tu rozszalała.

Wtedy ekonomiści i biznesmeni zacierali by ręce.

Ile becików, wózków, ubranek tornistrów,

Trzeba wyprodukować więcej.

Wiadomo popyt nakręca koniunkturę,

I gospodarka szybko szła by w górę.

Szkół nie trzeba likwidować,

Tylko miejsca pracy szykować.

Przybędzie sporo inżynierów i doktorów, magistrów i profesorów.

ZUS naliczy dużo nowych składek.

I będzie wiadomo z góry, że starszym nie zabraknie na emerytury.

Bo potrzebna jest u nas pokoleń wymiana

I nie trzeba już więcej liczyć na bociana.

Tylko jest jedna przeszkoda wielka.

Rząd a wraz z nim Premier Belka,

Nie pomaga w tym Zbożnym dziele,

Stawiając przeszkód finansowych zbyt wiele.

Ale i na to jest rada.

Trzeba ich potraktować jak doszczętnie zepsutą zabawkę.

I w czasie wyborów wyrzucić na zieloną trawkę.

Niech przyjdą nowi, którym nie straszna jest konkurencja.

I to, że urośnie nowa inteligencja.

Noblisci od ekonomii już dawno wymyślili,

Że praca ludzie się bogacą.

Stąd w Ameryce w czasie kryzysu robotnicy rowy kopali,

A drudzy je zasypywali.

Moja propozycja jest bardziej efektywna i ma same plusy.

Bo czy dzień czy noc ciemna,

Ta „robota” jest zawsze lekka, łatwa i przyjemna.

Krótka historia ulicy Koziej

Przed kilkoma laty urzędnicy,

Wymyślili przebudowę Koziej ulicy.

Miała być cieniutka, wąziutka, jednokierunkowa.

Taka że na niej nawet nie mogły się wyminąć kozy, ani straż ogniowa..

A gospodarze co na wiosnę nie pachnący obornik wozili,

Pewnie by obok Ośrodka Zdrowia jeździli?

Jednak zdenerwowani mieszkańcy w gromadę się zebrali,

I do różnych władz i gazet skargę napisali.

Pomogło! Bo teraz w miarę szeroka jest ta ulica.

Na tyle, że nie ma problemów z dojazdem,

Znajdująca się tam firma złotnicza.

Stąd dla nas wszystkich morał wynika

Nie bój się mieszkańcu magistrackiego urzędnika.

Bo inaczej w jego bezmyślnym działań wyniku,

Możesz obudzić się z ręką w nocniku!

Rzecz o pewnym obelisku

Gdy działacze partyjni swoją władzę w Tykocinie utrwalili,

Przed Urzędem Miasta obelisk postawili.

Był cały z kamienia ciosanego,

Dosyć zgrabnie ze sobą powiązanego,

Fugami w cemencie.

Miał ponad dwa metry i stał na solidnie wykonanym fundamencie.

Na polecenie władz dorośli i harcerze,

Kwiaty tam składali.

A w ówczesne święta, wartę honorową zaciągali.

Gdy komuna już nie miała czym Polakom kadzić.

A Rakowski kazał sztandar PZPR wyprowadzić,

Nadszedł czas SOLIDARNOŚĆI.

A z nim wyładowanie narastającej w Polakach złości.

W Warszawie pomnik Dzierżyńskiego doszczętnie rozbili.

Podobnie w innych miastach czynili.

W Tykocinie ludzie SOLIDARNOŚCI

Na czele z kolegą Witkiem się spotkali,

Wzięli koparkę, dziurę w ziemi wykopali,

I w niej obelisk, symbol władzy ludowej cały pochowali.

A dzisiaj obywatelu czy jesteś z lewicy czy prawicy,

Idąc do Urzędu Miasta z jednej czy drugiej ulicy,

Mimo woli depczesz po tej ziemi.

Niezależnie w jakim byłeś do tamtej władzy stosunku,

To deptanie na całym świecie nie jest wyrazem szacunku

Zniewolona rzeka

Pewnemu partyjniakowi strzeliło do głowy

Rzekę Narew pogłębić i wyprostować

Pana Boga naśladować

Tylko, że Pan Bóg tworząc świat

Robił to umiejętnie i fachowo.

Partyjniakowi nie chciało się ruszyć głową.

Koparki, pogłębiarki, spychacze w dolinę rzeki wprowadzili.

To co było piękne, urocze i tętniło życiem zniszczyli!

Pod kołami i gąsienicami maszyn

Padły turzyce, liczne kępy krzewiny,

Ostoja bagiennej ptaszyny.

Nie ma już batalionów i łysi.

Czasami kaczka się zabłąka.

Nie widać rybitwy i tylko bardzo rzadko

Słychać bujanie bąka.

Znikły kolejne strużki i strugi,

Które urocze zakola miały.

W nich – naturalnych tarliskach rybie mamy,

Swoją ikrę składały.

Z niej lęgło się miliony rybek.

Naturalny pokarm dla ptaków,

A gdy urosły, pożądanie wędkarzy i rybaków.

Rybacy łowili dorodne płocie, okonie, szczupaki i liny.

W ten sposób zarabiali na utrzymanie rodziny.

Dzisiaj tego zawodu już się nie uprawia.

Niewodów, sieci, żaków się nie stawia.

Tylko jeszcze wędkarze nad rzeką krążą cierpliwie,

Ale gdy z połowów wracają,

Chudego krąpia w wiaderku mają.

Nie ma też naturalnych kąpielisk i plaży.

A kąpanie się na wołowni, opuście czy u Pisarskiej,

Miejscowym i turystom nawet się nie marzy.

Bo na rozkaz białostockiego urzędnika,

Woda w rzece pojawia się lub znika.

Nad doliną Narwi jest teraz pusto i głucho.

Ale jak dawniej, próbujesz nastawić ucho?

To dzisiaj tylko gawron czasami smutno zakraka.

Ale idiota z tego partyjniaka.

Dwa zera.

W ostatnim czasie w Tykocinie

Przeszło niepostrzeżenie

Bardzo ważne wydarzenie

Każdy obywatel głęboko się zastanawia

Co to mogło być takiego?

Nie wiecie?

Otwarcie szaletu miejskiego.

Przez wiele, wiele lat

Kolejna władza nad tym się zastanawiała

Ale zwykłej ludzkiej potrzebie

Zaradzić nie umiała.

Obecny Burmistrz,

Skromny budyneczek wybudował,

Który obok straży Pożarnej ulokował.

Pewnie chodziło o to,

By ktoś śpieszący się sprawiał wrażenie,

Że dlatego się śpieszy,

Iż chce uratować swoje mienie.

Ta inwestycja może być promocją Tykocina!

I niech okolicznym Wójtom

Oraz Burmistrzom, zrzednie mina.

Bo u nas każdy kto rano,

Lub później wstanie

Ma za darmo siusianie!

Wewnątrz luksusowe terrakoty i glazury

Ładne światła u góry.

Błyszczące umywalki i sedesy,

A do tego centralne ogrzewanie.

By klient nawet zimą

Miał z klozetu lekkie wstawanie.

Na Starym Rynku i w centrum miasta,

Skończy się z nogi na nogę przestępowanie

I za sklepiki, drzewa lub nad brzeg rzeki bieganie.

Niech teraz dziecko powie dziecku

Kobieta kobiecie

A chłop poinformuje chłopa,

Że TYKOCIN To EUROPA!

0 0 votes
Ocena wpisu
Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
Najnowsza najwięcej głosów
Wbudowane informacje zwrotne
Zobacz wszystkie komentarze