Tykociński Armagedon 04.08.1992
Categories:
Proponowane wpisy
Powiew wolnościPowiew wolności
Licznik odwiedzin: 16 Święto odzyskania Niepodległości 11 listopada w Tykocinie, po wolnych wyborach w 1989
Kwesta cmentarna 2019Kwesta cmentarna 2019
Licznik odwiedzin: 16 Jak co roku Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Tykocińskiej przeprowadza kwestę cmentarną, w tym
Zdobycie Zamku w Tykocinie 11.02.2023Zdobycie Zamku w Tykocinie 11.02.2023
Licznik odwiedzin: 29 film użytkownika Goniądz w Podlaskiem link do relacji w Obiektyw TVP Białystok:
w opisie burzy autorstwa Tarky 74, Ksiądz proboszcz mówi, że skutki nawałnicy wynikają z grzechów mieszkańców
Uważam że skutki uderzenia pioruna to może Pan z nieba pogroził księdzu za przycięcie stopni ołtarzów bocznych w kościele
tam na prawo widoczny powalony na drzewa słup energetyczny
gdzie to może być?
te 44 mld złotych, 44000000000 zł tak rozpisane, trudno dziś powiedzieć czy to duża kwota, bo denominacja złotego nastąpiła 3 lata później, inflacja jeszcze dobrze goniła i tak naprawdę nie wiem ile zer trzeba by było dopisać w 1995 i potem odjąć 4 zera po denominacji
oczywiście w kronice są te 2 moje zdjęcia tak opisane
No tak lody z automatu i…. jeszcze jednak w niedzielę przy alumnacie, na lewo przy wjeździe na parking były sprzedawane lody gałkowe że specjalnych termosów, przepyszne. Taki handel niedzielny, obwoźny lodziarzy z Knyszyna z samochodu Nysa, specjalne przystosowane do tego, boczne przesuwne okienka do wydawania lodów na środku boku auta. Jak pamiętam samochod ten stał „pod lipą”, którą wywróciła inna wichura na długo przed tą z 1992 roku.
Bardzo dobry artykuł, za który Autorowi należą się wyrazy uznania. Masa faktów, wspomnień, wycinków gazet i zdjęć zebranych w jednym miejscu, opatrzonych komentarzem. Świetna dziennikarska robota.
Od siebie dodam, żę doskonale pamiętam ten dzień. Na początku lat 90 mieszkałem przy ulicy Nadkanalnej. Była to cicha, zapomniana uliczka, na której przejeżdżające auto było wówczas dość rzadkim zjawiskiem.
Lato tamtego roku było upalne, przynajmniej tak je zapamiętałem. Duszne. Burza za to doskonale wryła mi się w pamięć, rozpoczynając się próbą zamknięcia drzwi wejściowych do domu, przez mojego brata. Podmuch wiatru otworzył je na oścież i widziałem jak walczył on z nawałnicą, próbując je domknąć. Wreszcie jakoś się to udało, po czym zabraliśmy się za zamykanie okien. Rodziców nie było w domu. My, kilkunastoletnie dzieciaki, zastanawialiśmy się jak to możliwe, że przez zamknięte okiennice woda strumieniem leje się do środka i spływa po szybach od ich wewnętrznej strony. Zazwyczaj spływała na zewnątrz. Małe drewniane domki miały tzw. dubeltowe okiennice, które latem zdejmowało się i chowało gdzieś na strychu. Gdyby w czasie tej ulewy padał jeszcze grad wielkości kurzych jaj, jak opisują to mieszkańcy we wspomnieniach, te malutkie okienniczki prysłyby na miliony kawałków. Nie wiem, jak wytrzymały ten wiatr i ścianę wody. Wyglądaliśmy przez te okna, ale widoczność realna wynosiła około jednego metra.
Po wszystkim Nadkanalna zamieniła się w głęboką na wysokość kolan rzekę. Nie ma w tym cienia przesady. Z tamtych lat został mi w pamięci jeszcze obrazek jakiegoś chłopaka pływającego w metalowej balii po ulicznej rzece. Drzewa w Parku Czarnieckiego (specjelnie posługuję się tą starą nazwą), zostały powalone, ale tylko w części. Zadziwiające w tej historii jest to, że dzisiaj wielu ludzi pamięta, że „padły wszystkie”, co jest nieprawdą. WIększość wycięto.
I wycina się do dzisiaj.
Nam nic wielkiego się nie stało. Z domu, od strony wschodniej odpadła tylko jedna deska. A przecież była to tylko mała drewniana chatka.